W związku z tym, że wirus szaleje na świecie i nie możemy
wychodzić z domów, bądź jest to nie wskazane
postanowiłam powspominać wakacje...
W tamtym roku... Było tak samo jak zawsze. Zapowiedzieli w prognozie śliczną pogodę nad morzem, więc spakowaliśmy się w auto i wyruszyliśmy w trasę, lecz tym razem Nasze wakacje nad morzem miały zostać spędzone w trochę inny sposób...
Rok temu mieliśmy okazję, przejechać Jurę Krakowsko - Częstochowską rowerami. Ten sposób spędzania wakacji tak nam się spodobał, że postanowiliśmy przejechać na rowerach... Polskie nabrzeże. Na początku miałam mieszane uczucia co do tej wycieczki, lecz nie miałam się czego obawiać.
Do Świnoujścia (skąd rozpoczęliśmy Naszą podróż) dotarliśmy w godzinach popołudniowych, i od tamtej pory Nasz dzień wyglądał następująco:
W pierwszy, w sumie wieczór, zostawiliśmy auto w Świnoujściu i ruszyliśmy rowerami na Hel. Oczywiście żeby dokładnie przejechać całe nabrzeże wróciliśmy się nieco promem na drugi brzeg Świny, aby tam dojechać do granicy z Niemcami i z stamtąd już droga prosta. Gdy przejechaliśmy ok. 30 km, nadszedł czas aby szukać noclegu, ponieważ była już późna godzina. Z tym zawsze był jakiś problem, mówiąc szczerze. Niby to takie proste, ale zawsze trzeba się trochę naszukać. Dlatego Nasz pierwszy camping szukaliśmy przeszło półgodziny,ponieważ mapa google wyprowadziła Nas w pole. Na szczęście przy pomocy lokalnych mieszkańców znaleźliśmy camping i poszliśmy się zameldować. Od dokładnie tego momentu Nasz każdy dzień wyglądał następująco:
Rano śniadanko,składanie namiotu i w drogę. Codziennie robiliśmy po ok. 100 km. W ten czas, podziwialiśmy nadmorską faunę i florę i zwiedzaliśmy, lecz nie tylko zabytki. Można zaliczyć pod zwiedzanie wszystkie sklepy, w których szukaliśmy jakże wytrawnych potraw pudliszki. Szczerze mówiąc po Naszej wyprawie znałam już smak każdej konserwy pudliszki i szczerze zatęskniłam za domowymi potrawami. Wieczorem oczywiście znowu szukanie campingu, rozstawianie namiotów,kolacja i... Morze. Każdego wieczoru chodziliśmy nad morze. Właśnie to jest urok, wycieczki rowerowej nabrzeżem morza. Kiedy jechaliśmy Jurą Krakowsko- Częstochowską, nie dość że mieliśmy do okiełznania górzysty teren, to no cóż, nie było choć by jeziorka, a tutaj każdy wieczór był przez Nas spędzany na plaży i każdego wieczoru mogliśmy pławić się w ostatnich blaskach słońca na horyzoncie.

Łącznie mieliśmy przejechać ok. 500 km.Trasy rowerowe nie były idealne, ale co to za przygoda, gdyby cały czas jechać asfaltem. Niekiedy ścieżki prowadziły przez wysokie klify, gdzie w dole huczało morze, a czasem po prostu jechało się chodnikiem, bądź ogromnymi betonowymi płytami, co było bardzo niewygodne, gdyż dziury w betonie,powodowały ciągłe podskakiwanie kół rowera, co skutkowało bólem rąk, pleców, no i tak dalej ;)

Oczywiście nad morze nie chodziliśmy tylko wieczorem. Czasem w trakcie dnia gdy plaża była dość przystępna aby wprowadzić na nią Nasze obładowane rowery, oczywiście zjeżdżaliśmy z trasy. Najbardziej godna podziwu jest moja młodsza siostra, Martyna. Miała w tedy 10 lat, również miała załadowany rower i dotrzymywała nam tempa. Spotykaliśmy ludzi, którzy również tak samo jak my jechali nabrzeżem, ale nie spotkaliśmy drugiej tak młodej osóbki. Nasza podróż zajęła nam 5 dni i jeden wieczór, od 19 do 25 lipca. A teraz zagadka. Jak wróciliśmy do Naszego auta, w Świnoujściu ? Gdy dotarliśmy do Gdańska, poszukaliśmy campingu, co było jeszcze trudniejsze, ponieważ Gdańsk jest bardzo obleganym miastem przez turystów. Po długich poszukiwaniach musieliśmy pojechać dalej do Sopotu, ponieważ nie było miejsca na campingach. Dopiero tam znaleźliśmy camping, gdzie rozstawiliśmy namiot i zjedliśmy kolacje. Następnie Tata poszukał PKP, gdzie o 4 nad ranem pojechał pociągiem prosto do Świnoujścia. A my mieliśmy cały dzień na zwiedzanie.

Po złożeniu namiotu i zebraniu całego majdanu, byłyśmy gotowe na zwiedzanie.
Obeszłyśmy połowę Sopotu i pół dnia spędziliśmy na plaży.
W ten dzień upał był tak nieznośny, że musiałyśmy improwizować. W dodatku w Zatoce Gdańskiej wykryto Sinice przez co nie mogłyśmy ochłodzić się w wodzie. Po całym dniu, wyczerpane ciągłą podróżą jesteśmy w aucie. To tam postanawiamy spędzić jeszcze 3 dni nad morzem, a przynajmniej do załamania pogody.
Świetnie wspominam te chwilę i polecam każdemu. Razem ze zmęczeniem zawsze towarzyszyła Nam satysfakcja.
Pozdrawiam!